Wywiad - Wieczorek Karol powrót

Marta Lisok, wywiad z Karolem Wieczorkiem, 06.08.2007, Katowice

 

Karol Wieczorek w Krainie Mistrzowskiej Kreski

Marta Lisok: Gdzie należałoby poszukiwać twoich inspiracji?

 

Karol Wieczorek: Kolor zawsze pozostawał u mnie na drugim planie, był jedynie dopełnieniem. Największą inspiracją pozostają dzieła wielkich mistrzów: Michała Anioła, Leonarda, Durera. Fascynowała mnie przede wszystkim graficzna strona ich twórczości, mistrzostwo warsztatu od strony samego rysunku. Zawsze chciałem namalować od nowa „Bitwę pod Anghiari” na podstawie zachowanych fragmentów i szkiców samego Leonarda, byłem zauroczony realistycznym oddaniem pełnej dynamizmu i grozy sceny batalistycznej w której kłębowiska ciał ludzi i koni przeplatają się we wzajemnych uściskach - pazzia bestialissima – bestialski obłęd. W czasach kiedy studiowałem na ASP królował koloryzm, nikt nie rozumiał mojego zauroczenia graficzną kreską, drobiazgowego rysunku, skupienia na szczególe w oddaniu faktur, kształtów, po prostu samej formy widzenia świat poprzez kontur. Podczas studiów wiele czasu spędziłem na kopiowaniu Durera...

 

Marta Lisok: To wydaje się w wyraźny sposób pobrzmiewać w co najmniej kilku pana obrazach, nawiązujących do słynnej „Melancholii”, niepokojący bezład otaczający portretowaną osobę, natłok elementów znajdujących się w stanie wymuszonej równowagi...

 

Karol Wieczorek: Durer i jego twórczość to absolutne mistrzostwo. Kosmos zaklęty w obrazach, porządek i harmonia oddana przez kreskę. Mój ideał.

 

Marta Lisok: Co z XX wiekiem? Zdajesz się od niego dystansować, już swoja fascynacją rysunkiem, choć jednocześnie czerpiesz często z malarskiego repertuaru Salvadora Dalego.

 

Karol Wieczorek: Zastanawiam się z czego właściwie wynika moja niechęć. Być może z małej znajomości sztuki najnowszej, braku świadomości, spójnego obrazu, dezorientującej fragmentaryczności zrodzonej z kontaktu z samymi reprodukcjami... Choć mógłbym wymienić kilku malarzy, którzy dostarczają mi pewnych impulsów. Między innymi Modigliani czy Picasso, ale z okresu przełomu kubistycznego. Zetknięcie się „na żywo” z pracami z tego czasu było dla mnie wielkim rozczarowaniem, posiadającym jedynie wartość historyczną, nie wywołało u mnie prawie żadnych głębszych estetycznych doznań. Co do Salvadora Dalego, to jest dla mnie genialnym mistyfikatorem, którym wykreował się, z pomocą swojej muzy Gali, na człowieka-legendę, z drugiej pozostając kompletnym nieudacznikiem, neurotykiem i, co najważniejsze, kiepskim rysownikiem...

 

Marta Lisok: Trudno jest dostrzec w twoich pracach wpływy buddyzmu zen, czy ćwiczeń jogi, którą praktykujesz intensywnie od kilku lat. Twoje prace emanują odrętwieniem, rezygnacją, zdają się być nabrzmiałe wewnętrznym smutkiem, potęgowanym charakterystycznym dla twojej twórczości trupiobladym światłem. Czy trudno jest łączyć doświadczenia filozoficzne z malarską formą?

 

Karol Wieczorek: Zawsze dziwi mnie reakcja widzów na moje obrazy, w których staram się oddać wewnętrzny spokój i wyciszenie, co chyba jak widać kompletnie mi to nie wychodzi.

Próbowałem sięgać do ikonografii Dalekiego Wschodu ale zawsze była to jedynie kopia kopii, bez charakteru i wewnętrznej prawdy, kalka pewnych egzotycznych dla europejskiego widza gestów i akcesoriów.

 

Marta Lisok: Zastanawia mnie powód używania przez ciebie framug okiennych jako udziwnionych, manierycznych ram obrazów...

 

Karol Wieczorek: Trudno mi go jednoznacznie zdefiniować. Sprawa dobrania właściwych ram jest pewnym dopowiedzeniem, domknięciem tego, co w środku. Drewniane framugi postrzegam przede wszystkim jako, by użyć określenia Kantora, rzeczy najniższej rangi, czyli element dosadnie obecnej rzeczywistości, pajęczynę codzienności, zwykłości, samej materii.

Ramy są pewnym konturem wydzielającym z chaotycznego świata zamknięty kosmos dzieła jako całości, wyrastającej z codziennych obserwacji, doświadczeń.

 

Marta Lisok: Kilka kolorów szczególnie często pojawia się na twoich płótnach, choć zwykle jest to złamana paleta barwna niosąca w sobie silny ładunek melancholii, niekiedy wybucha na nich niespodziewanie agresywny błękit, rakowaty odcień czerwieni, ostatnio jaskrawy róż. Czy możesz wydzielić w swojej twórczości jakieś punkty przełomowe, rozpoczynające nowe etapy, serie?

 

Karol Wieczorek: Właściwie nie. Swoją twórczość postrzegam jako jednolitą całość, nie widzę jakiś wyraźnych początków ani punktów kulminacyjnych dla pewnych serii. Nie zwróciłem uwagi na podkreślany przez ciebie jaskrawy róż, być może wkradł się on na moje płótna w jakiś naturalny, a przez to niezauważalny dla mnie, organiczny niemal sposób...

 

Marta Lisok: Czym jest dla ciebie malarstwo?

 

Karol Wieczorek: Sposobem ogarnięcia wielości form funkcjonujących we wszechświecie, poszukiwaniem ładu, drogą do... Obraz w moim rozumieniu jest pewnym punktem węzłowym rzeczywistości, mocnym elementem, konkretem przeznaczonym do długotrwałej i wnikliwej kontemplacji, w żadnym wypadku nie znakiem czy odsyłaczem do czegoś. Moje prace to zamknięte, autoteliczne i autoreferencyjne, zdefiniowane struktury same w sobie.

 

Wywiad przeprowadziła absolwentka historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego ze specjalności sztuka aktualna.

powrót